W końcu października 2016 r. odbyły się na Litwie wybory do sejmu. Wyniosły one do władzy wielu ludzi nowych, którzy nie ponoszą odpowiedzialności za niewywiązanie się z obietnic wcześniej wielokrotnie składanych Polakom. To stwarza okazję do nowego otwarcia w relacjach Polski i Litwy. Klucz do niego leży jednak w rękach litewskich – pisze w najnowszym numerze tygodnika „Gazeta Polska” Przemysław Żurawski vel Grajewski.

O relacjach Polski i Litwy pisałem już trzykrotnie na łamach „Gazety Polskiej Codziennie”. Wyzwania im towarzyszące pozostały te same, ale czasu na znalezienie na nie odpowiedzi jest coraz mniej. Cierpliwość wykazywana przez Polskę, świadomą swojej przewagi potencjału, miała sens, ale od czasu rosyjskiej agresji na Ukrainie czarne scenariusze dotyczące konfliktów na wschodzie stają się prawdopodobne i czynią rozwiązanie problemów polsko-litewskich zadaniem pilnym. Cnota cierpliwości staje się wadą.

Czas na perswazję i spokojne tłumaczenie kończy się, i to przede wszystkim dla Litwy, i nie z powodu Polski, lecz ze względu na groźbę agresji rosyjskiej w naszym regionie. Litwa czasu dostała aż nadto i nie wykorzystała go należycie. Dziś liczy się już każdy dzień. Każdy problem Polaków na Litwie, rozwiązany przed rosyjską prowokacją, zmniejsza prawdopodobieństwo jej sukcesu. Po niej będzie za późno. Klucz do wzmocnienia bezpieczeństwa zarówno Polski, jak i Litwy leży w ręku władz w Wilnie, i jeśli one go nie użyją, zaszkodzą przede wszystkim sobie, ale niestety także Polsce, dlatego oszczędzanie Litwinom kilku słów gorzkiej prawdy, zasadne w ubiegłych latach, staje się nierozważne. Rzeczywistość jest niewesoła i powstrzymując się od jej rzetelnego opisania, nie zmienimy jej. Nie ma już czasu na dyplomatyczne niedomówienia. Nazywając zaś rzeczy po imieniu, mamy szansę obudzić decydentów w grodzie Giedymina i pozbawić ich iluzji, jeśli je nadal żywią.

Nie dyskutujmy na narodowe mity

Edynburg nie jest miastem kresowym Anglii, lecz stolicą Szkocji, choć mówi się w nim po angielsku, a nie w gaelic – celtyckim języku Szkotów. Jest zaś bez wątpienia miastem brytyjskim. Wilno podobnie – nigdy nie było Polską, choć dominował w nim język polski, zawsze było zaś Litwą, co nie kłóciło się z byciem miastem Rzeczypospolitej, którego ludność autochtoniczna zawsze chciała pozostać jej częścią i poświadczała to wielokroć czynem zbrojnym. Było stolicą Wielkiego Księstwa Litewskiego, miastem Giedymina, Kiejstuta i Jagiellonów. Tak jak Tudorowie, walijscy królowie Anglii, panując w Londynie, nie czynili go miastem walijskim, choć Walia jest częścią Królestwa Anglii, tak i Giedyminowicze i ich gałąź – Jagiellonowie – panując w Wielkim Księstwie Litewskim (WXL), które było państwem wschodniosłowiańskim, nie czynili go państwem Bałtów, choć Żmudź i Auksztota były częścią WXL. Dawna Litwa nie odrodziła się po 1918 r., lecz rozpadła na Litwę Kowieńską, Litwę Środkową i Białoruś.

Osadnictwo polskie na Wileńszczyźnie nie zostało zapoczątkowane przez polskie panowanie nad bałtyckimi Litwinami, lecz przez osiedlanie na pustkach osadniczych jeńców z Mazowsza i Podlasia, tłumnie porywanych w czasie najazdów litewskich w XIII i XIV w., póki małżeństwo Aldony Giedyminówny z Kazimierzem Wielkim nie położyło im kresu. Polskość Wileńszczyzny nie jest rezultatem polskiej przemocy ani polskich prześladowań Litwinów. Od XIV w. był to obszar mieszania się etnosu litewskiego, polskiego i białoruskiego (także żydowskiego, niemieckiego, karaimskiego, tatarskiego etc.) z cofaniem się tego pierwszego pod wpływem tego trzeciego, a potem dobrowolną polonizacją, narastającą po zagładzie elit litewsko-ruskich w wyniku najazdu moskiewskiego i sześcioletniej (1655–1660) rosyjskiej okupacji Wilna. Procesu polonizacji dopełnił wiek XIX. Rzekoma bałtycka litewskość Wilna i jego „okupacja” w latach 1920–1939 przez Polskę to mit. Był on niezbędny Litwinom, gdy budowali swoją nowożytną tożsamość, ale obecnie jego podtrzymywanie jest śmieszne.

Wbrew ich woli

Fundamentalna zasada ustrojowa najstarszej europejskiej demokracji, brytyjskiej, głosi: „Nikt nie jest na tyle doskonały, by rządzić innymi ludźmi wbrew ich woli”. Nie ma zaś żadnych wątpliwości co do faktu, że mniejszość polska na Litwie, będąca tam ludnością autochtoniczną i na Wileńszczyźnie stanowiąca lokalną większość, weszła w skład państwa litewskiego wbrew swojej woli. Obecny kształt granic Litwy jest skutkiem sowieckiej przemocy, struktura etniczna Wilna jest zaś skutkiem ludobójstwa sowiecko-niemieckiego z wykonawczym udziałem Litwinów, obejmującego zagładę ludności żydowskiej i wymordowanie licznych przedstawicieli elit polskich. Symbolem tego są Ponary. Jest też rezultatem sowieckiej czystki etnicznej, w istotnym wymiarze depolonizującej Wilno po 1944 r., i litewskiej kolonizacji miasta, dokonanej w warunkach moskiewskiej niewoli.

Historia jako wyzwanie

Najgłębsze interesy Polski i Litwy nakazują nam uznać ten wyrok historii za nieodwracalny. Wszelka próba zmiany granic w Europie oznacza bowiem wojnę. Konflikt polsko-litewski byłby zaś zaproszeniem Rosji do gry i dobrowolnym ustawieniem się w roli jej pionków, którymi manipulowałaby wedle upodobania. Byłaby to polityka zabójcza zarówno dla Polski, jak i dla Litwy. Grecko-tureckie spory podminowują południową flankę NATO. Kopiowanie tego wzoru na jego flance północnej to ostatnia rzecz, jakiej potrzebują Polacy i Litwini. Uznanie nieodwracalności wyroków historii nie oznacza jednak ignorowania faktu istnienia ich negatywnych skutków mentalnych. Skutkiem takim jest zaś niechęć istotnej części litewskich Polaków do państwa litewskiego, które nie podjęło wysiłku zmiany tego nastawienia swoich polskich obywateli, wcielonych do Litwy rosyjską przemocą.

Nie jest to problem specyficznie litewski. Każde państwo, które w drodze gwałtu wchłania dużą grupę autochtonicznej ludności, niechcącej być jego obywatelami, bierze tym samym na swoje barki wielki ciężar i wielkie ryzyko. Przez dziesięciolecia borykała się z podobnym problemem Wielka Brytania w Ulsterze, a międzywojenna Polska na Kresach południowo-wschodnich. Każdy wróg zewnętrzny takiego państwa chętnie korzysta z okazji i podnieca waśnie narodowościowe, stanowiące naturalny kontekst takiej sytuacji.

Wyzwania współczesności

Lista niezałatwionych problemów polsko-litewskich od lat pozostaje taka sama.

1. Oświata polska na Litwie – choć jak słusznie twierdzą Litwini, jest najlepiej rozwiniętym systemem edukacji w języku polskim poza Polską – podlega restrykcjom, których nie da się inaczej interpretować jak tylko jako próbę lituanizacji – od kwestii programowych po ostatnio głośną sprawę przeniesienia najstarszej szkoły polskiej w Wilnie, liceum im. Joachima Lelewela, z jego tradycyjnej lokalizacji do nowej, mniej dogodnej i w żaden sposób nieuzasadnionej względami demograficznymi.

2. Obecność języka polskiego w litewskiej przestrzeni publicznej, urzędach, pisowni nazwisk w paszportach, dwujęzyczności w nazwach ulic, miejscowości, w szyldach sklepów i zakładów usługowych tam, gdzie istotny odsetek ludności stanowią Polacy, a nawet w hotelach, muzeach itp., gdzie powszechny jest (co zrozumiałe) angielski, ale i rosyjski, a nie ma polskiego! Czyżby Litwini uważali, że rosyjskie tradycje Wilna są silniejsze niż polskie?

3. Kwestia zwrotu Polakom obywatelom litewskim mienia zagrabionego przez Sowietów i towarzyszący litewskiej reprywatyzacji korupcjogenny proceder „rekompensaty” odbieranej przez Litwinów z Kowieńszczyzny w nieruchomościach na obszarze Wileńszczyzny za majątki skonfiskowane w czasach ZSRS, a obecnie niemożliwe do zwrotu w naturze. Choć związana z tym korupcja jest ponadetniczna, to jednak przez litewskich Polaków proceder ów odbierany jest zasadnie jako instrument lituanizacji Wileńszczyzny. Buduje to ich niechęć do państwa litewskiego i źle służy spoistości Litwy. Czyżby Litwa sądziła, że Rosja stwarza jej zbyt mało zagrożeń i chciała wyprodukować sobie jeszcze jakieś dodatkowe?

4. Salamandryzacja okręgów wyborczych i 5-procentowy próg wyborczy. To pierwsze jest nazwą znanego także niegdyś z Irlandii Północnej manipulowania granicami okręgów wyborczych, tak by minimalizować liczbę mandatów możliwych do zdobycia przez „niepożądaną mniejszość” – tam katolików, tu Polaków. To drugie jest podstawą sojuszu wyborczego AWPL z Aliansem Rosjan. Czyżby rząd Litwy uważał, że ten sojusz leży w interesie państwa litewskiego? W Polsce nie obowiązuje próg wyborczy dla mniejszości narodowych. Interes Litwy wymaga, by przyjąć polski model, chyba że Wilno chce zapraszać Rosjan do gry.

5. Putinizacja przestrzeni medialnej na Wileńszczyźnie, wynikająca z faktu, że mieszkający tam Polacy pozbawieni są dostępu do polskich mediów, poza mało atrakcyjną TVP Polonia. Masowo oglądają więc telewizję rosyjską i znajdują się pod silnym ciśnieniem kremlowskiej propagandy. Rosja wygrywa wojnę informacyjno-propagandową. Stwarza to podatny grunt pod moskiewskie prowokacje.

Latem na Białoruś na manewry Zapad-2017 Rosja wwiezie 83 razy więcej wojska niż w ubiegłym roku. Litwa nie ma już czasu na zastanawianie się nad „zagrożeniem” mogącym wyniknąć z polonizacji przestrzeni medialnej Wileńszczyzny przez jej pełne otwarcie na media z Polski. Litewskiej TV Polacy oglądać nie chcą, Litwini muszą zatem wybrać, czy chcą, by oglądali kanały rosyjskie, czy polskie. Polska też ma tu swoją część zadania. Jest ono pilne i wymaga pieniędzy. Bierne narzekanie na naszych rodaków z Litwy, że ulegają moskiewskiej propagandzie, nic tu nie zmieni. Czas działać. Deputinizacja mediów na Wileńszczyźnie możliwa jest jedynie przez ich polonizację.

6. Inwestycja Orlenu w Możejkach od lat jest sabotowana przez Litwę. Rozebrano tory wiodące z rafinerii na Łotwę i narzucono polskiej firmie opłaty za transport kolejowy przekraczające taryfy dla innych klientów Lietuvos Geležinkeliai (kolei litewskich). Ów konflikt państwa litewskiego z największym płatnikiem podatków na Litwie, jakim jest Orlen, ma dla Litwy charakter samobójczy. Nowy prezes litewskich kolei, 32-letni Mantas Bartuška, zapowiedział audyt w firmie i przyjrzenie się sytuacji jej strategicznych klientów, w tym PKN Orlen Lietuva. Podobnie nowy minister transportu Rokas Masiulis, znany z pozytywnego nastawienia do Polski, rokuje nadzieję na poprawę tej sytuacji. Pozytywnych rokowań mieliśmy jednak w przeszłości pod dostatkiem. Czas na czyny.

Nowe otwarcie zależy od Litwinów

W końcu października 2016 r. odbyły się na Litwie wybory do sejmu. Wyniosły one do władzy wielu ludzi nowych, którzy nie ponoszą odpowiedzialności za niewywiązanie się z obietnic wcześniej wielokrotnie składanych Polakom. To stwarza okazję do nowego otwarcia w relacjach Polski i Litwy. Klucz do niego leży jednak w rękach litewskich. Deklaracje i obietnice już nie wystarczą. W Polsce wyczerpał się potencjał poparcia politycznego wyborców na rzecz polityki cierpliwości. 26 lat to dostatecznie długo. Brak skutecznej polityki Litwy w zakresie pozyskania zaufania i sympatii Polaków będących jej obywatelami otwiera drogę wpływom Moskwy. Moskalenia zaś cierpliwie znosić nie będziemy.

Autor: Przemysław Żurawski vel Grajewski

Źródło:

  1. To dwaj panowie „D” – Dworczyk i Dziedziczak ponoszą wielką odpowiedzialność za już dokonane rozbicie organizacji Polaków na Ukrainie i Białorusi. Dla przykładu prezes Związku Polaków na Białorusi (do grudnia 2016) pan Jaśkiewicz właśnie ich wskazywał niedawno jako sprawców działań, które ostatecznie doprowadziły do podziału i osłabienia pozycji Polaków na Białorusi. Teraz będą zapewne próby destabilizacji sytuacji wśród Polaków na Litwie. Akcja z ambasadorem to element jakiejś gry, odwracanie uwagi.

  2. Feniks z Polski

    Nawet teraz można wejść i widzimy artykuł: Obniżenie progu wyborczego może stworzyć alternatywę dla AWPL-ZCHR. Mówi to konserwatysta Kubilius, który jest jednym z architektów dyskryminacji na Litwie i niszczeniu oświaty (wystarczy wpisać w google). Czy ZW zależy na stworzeniu alternatywy? Po co? Przeciez wiadomo im więcej organizacji tym są mniejsze, a przez to słabsze. Tylko razem, zjednoczeni Polacy mogą stanowić realną siłę i skutecznie bronić swoich racji. A nie w grupach i grupkach, gdzie każdy będzie „ciągnął” w swoją stronę. Tu nie trzeba żadnej polityki tylko logicznego myślenia.

    • Sądząc po tym jak potraktowano Ambasadorów, którzy są przecież reprezentantami RP, można wyciągnąć wniosek, że nie chodzi tu o zwykłe obnażenie niechlubnych, ale jednakże wszystkim znanych, życiorysów. Nawet samemu śp L. Kaczyńskiemu, którego przyjacielem był p. Skolimowski.

      Widać wyraźnie podział w ekipie rządzącej na dwa ugrupowania, które próbują za wszelką przeforsować swoją koncepcję. A wszystko to ze szkodą dla Polaków z Kresów. Znacznie gorsza jest ekipa Dworczyka, która pokazała swoją wizję „polskości na kresach”, ostatnimi działaniami na Białorusi, gdzie w odradzający się Związek Polaków wcisnęli, wyrzuconą wcześniej ze związku za pijaństwo i destabilizowanie działań, Andżelikę Borys. Teraz widzimy uderzenie w Litwę. Mówi się o chęci finansowania ZW, do czego nie można dopuścić.

      Jak to jest możliwe, że choć wszyscy na Wileńszczyźnie wiedzą, że Okińczyc, jego trolle z Radczenko na czele oraz medialny potwór ZW, robią kampanię antypolską i nastawioną na zniszczenie poprzez podziały AWPL. Zapraszają już nawet konserwatystów spadkobierców polakożerczego Sajudisu Landsbergisa. Wcześniej zamiast wspierać kandydatów AWPL, którą popiera prawie cała polska społeczność, lansowali np. Masiulisa (skandal z przyjęciem łapówki), Simasiusa (który prowadzi w Wilnie kulturkampf i likwiduje polskie szkoły) a ostatnio ich przyjacielem stał się Kubilius, odpowiedzialny za lituanizowanie Polaków i niszczenie polskiej oświaty.

      Czy minister Waszczykowski i Prezes Kaczyński wiedzą o takim stanie rzeczy? Czy to jest polityka rządu czy paru niespełnionych politykierów, dbających o odpowiedni przepływ pieniędzy. Bo właśnie to jest m.in powodem takich rozgrywek. To przecież Dworczyk stoi na czele Fundacji rozdzielającej pieniądze. A Dziedziczak jest w radzie innej organizacji. Czy to jest to wsparcie i ta pomoc? Czy to jest to pielęgnowanie tożsamości narodowej, o której płomiennie mówił Prezydent Duda, premier Szydło, i wielu innych przedstawicieli władzy?

      O co tu chodzi???

  3. „Czas na działanie” (???) to gdzie ono jest? Bo na razie tylko puste obietnice i grożenie palcem lietuvisom, którzy tyle sobie z tego robią, że politycy litewscy mówią naszym władzom co mogą a czego nie…

    Wstyd. Gdzie to silne państwo, które dba o obywateli?

    Niektórzy polscy politycy, jak widać stali się wasalami Ukrainy, Białorusi czy Litwy kontynuując doktrynę Giedroycia i Miroszewskiego, która może i była zasadna (ale szkodliwa) w latach, w których powstała. Obecna władza, a przynajmniej jakiś jej odłam dąży do osłabienia czy wręcz rozłamu silnych środowisk Kresowych. A jak wiadomo najsilniej i najlepiej zorganizowani są Polacy na Litwie. Czy teraz ich kolej?

  4. do Witold,
    Dobrze to ująłeś, zgadzam się, że pierwszym i najważniejszym obowiązkiem Macierzy wobec Kresowiaków jest wspieranie ich i wszechstronna pomoc, szczególnie gdy doświadczają dyskryminacyjnych działań ze strony władz państw, w których żyją, w tym wypadku Litwy. Nie można kupczyć losem naszych współbraci!!!

  5. Litwo, czas na działanie. Tyle że tego czasu było aż nadto, przeszło ćwierć wieku. Litwa zmarnowała ten czas w sposób zupełnie beznadziejny. Wyznaczyła sobie głównego wroga, czyli wileńskich Polaków, a za cel postawiła ich lituanizację. Niestety ze smutkiem trzeba przyznać, że państwo polskie im w tym nie przeszkadzało, a wręcz dawało przyzwolenie poprzez swoje apatyczne i nieskuteczne zachowania. Taki ambasador Widacki to przecież była katastrofa, on wręcz stał po stronie litewskiej przeciwko Wilniukom. Także mała część środowiska polskiego na Litwie wykazała się haniebną kolaboracją z litewskim systemem, jak choćby opisywany na tym portalu mecenas Okińczyc, jego media i grupka skupionych wokół nich „utrzymanków” litewskich (Radczenko, Pukszto, Komar). Jednak skuteczny odpór i determinacja samych Wilniuków, prowadzonych przez swoje masowe organizacje Związek Polaków i Akcję Wyborczą, a także charyzma liderów polskiej społeczności z Waldemarem Tomaszewskim na czele, potrafiły doprowadzić do sytuacji, że pomimo wszelkich nacisków i instrumentów administracyjnych, polskości nie dało się zniszczyć. Wręcz przeciwnie, jak wiadomo: co nas nie zabije, to nas wzmocni – Wilniuki są dziś mocni jak nigdy, zjednoczeni, zorganizowani, zdeterminowani, by w polskości trwać i ją dalej rozwijać. Być może wreszcie i decydenci polityczni w Polsce zrozumieli tę prawidłowość, tym bardziej że za Rodakami opowiada się większość opinii publicznej w Macierzy. Wraz z odrodzeniem pamięci historycznej (np. Żołnierze Wyklęci) oraz dumy narodowej z przynależności do wspólnoty narodu polskiego, wzrasta też zainteresowanie polskimi Kresami i tymi, którzy są tych Kresów żywym symbolem, czyli mieszkającymi tam od pokoleń Polakami. Oni pozostali na ziemi swoich przodków i trwają od setek lat, a jedynie Polska od nich wyjechała wraz z powojenną zmianą granic. Tym bardziej za tę wytrwałość i dowody polskiego patriotyzmu, należy im się szacunek, ale też realna pomoc, która jest obowiązkiem państwa polskiego. Mam nadzieję, że taka jest podstawa zmiany rozumowania p. Żurawskiego vel Grajewskiego, a nie tylko taktyczna rozgrywka, powodowana strachem przed moskalami.

    • Piotr Stefański

      Dokładnie trafiłeś w ’10’ Witoldzie. Wszyscy klepią od przeszło 25 lat to samo. Powstają komisje, podkomisje, stowarzyszenia, kluby, fundacje i … wszyscy klepią to samo. Nikt Ameryki nie odkrył i nie odkryje. Grajewski też tego nie zrobił. A jeśli tak. To czemu skoro wszyscy wiedzą jaka jest sytuacja to nikt z tym nic nie robi? Kiedy boli mnie głowa biorę paracetamol.

      Tu wszyscy wiedzą jaki jest problem, rozwiązań jest mnóstwo a każdy ma kaca!!!

  6. Lista niezałatwionych problemów polsko-litewskich od lat pozostaje taka sama, a nawet narasta. Wszystkiemu są winne władze litewskie, które łamią traktat sąsiedzki z Polską i zasadę wzajemności, gwałcą prawo międzynarodowych traktatów i normy demokratycznych państw unijnych, a tym swoim upartym antypolonizmem działają w istocie na korzyść Moskwy. Dlatego jeśli ktoś tu jest rosyjską „V kolumną” to wygląda, że to władze litewskie, zresztą o post komunistycznym rodowodzie.

  7. Krzysztof M. z Gdańska

    Co to za bzdury?
    ” oszczędzanie Litwinom kilku słów gorzkiej prawdy, zasadne w ubiegłych latach ”
    To niby co, wtedy można było prześladować Polaków na Litwie bez narażania się na najmniejsze uwagi ze strony Polski, która miała gdzieś swoich osamotnionych rodaków? Bo Rosja była milusia, a teraz jest be?
    Wypowiedzi tego pana to zupełny bełkot, fatalna bezczelność. Tacy „doradcy” to katastrofa, niezasłużona kara, nie zasłużyliśmy na taki los.
    Żurawski vel Gajewski obraża naszą inteligencję, a sobie wystawia świadectwo chorągiewki obracającej się na wietrze – zero wiarygodności i powagi.
    Że też ktoś tak chwiejny, dający mylne diagnozy i fałszywe recepty, jest doradcą ministra spraw zagranicznych, przecież to zgroza.
    Zgroza i wstyd!

  8. Karkołomne wyznanie:
    „Wilno podobnie – nigdy nie było Polską, choć dominował w nim język polski, zawsze było zaś Litwą, co nie kłóciło się z byciem miastem Rzeczypospolitej, którego ludność autochtoniczna zawsze chciała pozostać jej częścią…”
    Chyba zaplątałem się w jego wąsiska…

  9. Jestem… jakby to powiedzieć… zaskoczony.
    Mister „Wąsatek” dotąd gadał coś zupełnie przeciwnego. Kazał się nam kajać przed litewską potęgą.
    Teraz jakby zmienił front o 180 stopni.

  10. Bardzo dobrze wszystko nazwane po imieniu. Bardzo dobry felieton. Cała prawda o Lietuvisach

  11. hmmmmm, uderzył się w głowę? Czy co? Wszystkie wcześniejsze wypowiedzi były, delikatnie mówiąc kontrowersyjne. A tu proszę

    • Podobno należy się cieszyć z każdego nawróconego grzesznika, który długo błądził w ciemnościach. I takiej optymistycznej wersji się trzymajmy.

  12. Nie wiem co on teraz bierze ale jest to stanowczo lepsze, a może po prostu mocno się uderzył.

Comments are closed.