Wicepremier polskiego rządu oraz minister kultury prof. Piotr Gliński przebywa właśnie z wizytą na Ukrainie. Udał się tam, by spróbować poprawić relacje z władzami w Kijowie, które od wielu miesięcy blokują prace polskich naukowców w miejscach masowych zbrodni dokonanych na Polakach na terytorium dzisiejszej Ukrainy.

Ukraińska strona cofnęła zgodę do badań miejsc kaźni Polaków m. in. na Wołyniu po tym, gdy polskie lokalne władze nakazały w miejscowości Hruszowice na Podkarpaciu rozbiórkę pomnika, ustawionego nielegalnie ku czci Ukraińskiej Armii Powstańczej. Kijów wówczas ostro protestował przeciwko rozbiórce i w odwecie zabronił badań naukowych polskim ekipom na swym terytorium.

Wojna pomnikowa nadszarpnęła i tak mocno dołujące ostatnio polsko-ukraińskie stosunki. Te się pogorszyły, gdyż władze pomajdanowe ostentacyjnie wręcz lekceważą wszelkie sygnały z Warszawy, by zaprzestać gloryfikować na Ukrainie osoby odpowiedzialne za zbrodnie wojenne. „Do Europy z Banderą nie wejdziecie”, musiał w końcu ostrzec Ukraińców prezes rządzącej w Polsce partii Jarosław Kaczyński.

W odpowiedzi na ostrzeżenie część samorządowców ze Lwowa nosi się z zamiarem nazwania miejscowej politechniki imieniem właśnie … Bandery. Pikantne. Lwowska Politechnika im. Stepana Bandery. Brzmi jak w surrealistycznym świecie Orwella. To tak jakby Austriacy, dajmy na to, doszczętnie zgłupieliby i nazwali Wiedeńską Politechnikę imieniem Adolfa Hitlera. Nad Dunajem oczywiście taki surrealizm jest niemożliwy, nad Dnieprem – wręcz prognozowalny.

Czasami odnoszę wrażenie, że pomajdanowa Ukraina, która bez pomocy UE nie przetrwa, namolnie wręcz szuka okazji, by się pozbawić i tak iluzorycznych na dzień dzisiejszy szans wstąpienia kiedykolwiek do elitarnego klubu. Jak podchmielony awanturnik szuka guza, tak władze w Kijowie szukają awantur, które by ośmieszyły Ukrainę w oczach europejskiej opinii publicznej.

Bo przecież nie tylko na froncie polityki historycznej Kijów harcuje. Pamiętamy, że nie tak dawno głośnym echem w całej Europie odbiła się decyzja Wierchownoji Rady o przyjęciu nowej Ustawy o oświacie, która właściwie likwiduje szkoły mniejszości narodowych na Ukrainie. Zgodnie z literą nowej ustawy bowiem nauczanie w szkołach mniejszości narodowych ma się odbywać wyłącznie po ukraińsku. Wyjątkiem są jedynie klasy początkowe, gdzie jeszcze się dopuszcza nauczanie w języku mniejszości. Przeciwko dyskryminującej ustawie solidarnie zaprotestowali sąsiedzi Ukrainy – Rumunia, Węgry, słowackie organizacje oraz rząd polski, który zapowiedział uważne przyglądanie się nowemu prawu oświatowemu u wschodniego sąsiada. Rząd węgierski tymczasem zapowiedział wręcz, że będzie blokował wszelkie starania Ukrainy skierowane na akcesję do UE.

Dopiero pod naciskiem Unii ukraiński rząd skierował trefną ustawę do Komisji Weneckiej, która ma przebadać jej zgodność z prawem europejskim. „Przebadanie” skończy się tym oczywiście, że KW uzna ukraińską ustawę oświatową godną wyrzucenia do kosza, jako że zabiera ona wcześniej już gwarantowane mniejszościom prawa w dziedzinie szkolnictwa. Tłumaczenie Kijowa, że dzięki nauce wyłącznie po ukraińsku tamtejsze mniejszości narodowe lepiej poznają język państwowy i wyjdzie im to wyłącznie na korzyść, są warte tyle, co tłumaczenie złodziejaszka, że ukradzenie ofierze portfelu wyjdzie jej wyłącznie na korzyść, bo odciąży kieszeń frajera ze zbędnego ciężaru.

Rewolucje niestety mają to do siebie, że są obciążone jedną wadą. Jeżeli nie zdołają po odniesieniu viktorii w czas wygasić pędu rewolucyjnego, zaczynają „pożerać własne dzieci”. Na Ukrainie „rewolucja gidnosti” wzięła taki rozpęd, że nie tylko dawno już „pożera własne dzieci”, ale poszła nawet krok dalej. Zaczyna „pożerać” wręcz sens i pierwotny cel rewolucji, jakim było – przypomnijmy – przystąpienie do UE (na początku chodziło o umowę stowarzyszeniową). Władze w Kijowie, nie potrafiąc ugasić rewolucyjnego pyłu, który od początku był rozdmuchiwany przez ultranacjonalistyczny trzon Majdanu, lekceważą prawo i wszelkie standardy oraz wartości europejskie, jeżeli chodzi o upamiętnianie fałszywych bohaterów z ostatniej wojny światowej czy przestrzeganie praw mniejszości narodowych. A to zamyka Ukrainie drogę do wymarzonej Unii na amen.

Dlatego walcząc ze wszystkimi i na oślep ukraińskie robespierry, dantony i maraty gilotynują własny naród z jakiejkolwiek nadziei.

Tadeusz Andrzejewski

  1. Według wiceministra spraw zagranicznych J.Dziedziczaka, szef ukraińskiego „IPN” Wołodymir Wiatrowycz jest nacjonalistą w najgorszym, wulgarnym tego słowa znaczeniu. Jest to osoba niesprzyjająca Polsce, niesprzyjająca polsko-ukraińskiemu pojednaniu, osoba, która szuka tego, co dzieli i utrudnia działania stronie polskiej przy najprostszej nawet operacji – choćby oddania czci zmarłym.
    Czyżby w naszym MSZ nastąpiło niewczesne otrzeźwienie???

  2. Nasi „przyjaciele” – władze w Kijowie od wielu miesięcy blokują prace polskich naukowców w miejscach masowych zbrodni dokonanych na Polakach na terytorium dzisiejszej Ukrainy. Doprawdy „nadobnie i pięknie” odpłacają za wielkie i szerokie poparcie Polski, która wspiera europejskie dążenia czy przyjmuje setki tysięcy pracowników z Ukrainy. Można powiedzieć, że z polskiego punktu widzenia są to niestety relacje frajerskie.

  3. Moim zdaniem rewolucje niestety mają to do siebie, że są obciążone nie jedną, ale wieloma wadami. Majdan i wszelkie inne jawne i mniej oczywiste przewroty na Ukrainie to droga donikąd, ludziom żyje się coraz gorzej, a uprzywilejowana grupa oligarchów doi do swojej kieszeni na wszelkie sposoby.

  4. Ukraińcy odsłonili pomnik na przełęczy Wereckiej, na którym widnieje napis: „Bohaterom Ukrainy Karpackiej rozstrzelanym przez polskich i węgierskich okupantów w marcu 1939 roku”.
    „Czczone wydarzenie nigdy nie miało miejsca! To nie ma potwierdzenia w faktach. To jest budowanie fałszywego obrazu. Instytut Pamięci Narodowej będzie w tych sprawach stanowczo reagował” – zapowiedział Szarek.
    Pytany, czy słowa Wiktora Juszczenki to celowa prowokacja podkreślił, że ta wypowiedź zbiegła się z wizytą w Kijowie wicepremiera Piotra Glińskiego, który tymi sprawami się zajmuje. „I gdy on udaje się na Ukrainę szukać porozumienia w relacjach polsko-ukraińskich, to były prezydent naszych wschodnich sąsiadów, kawaler Orderu Orła Białego wypowiada takie słowa” – podkreślił.

    Wypisz wymaluj zachowanie Lietuvisów kiedy w Seimasie był Prezydent Lech Kaczyński a odbywało się głosowanie w sprawie pisowni nazwisk

  5. „Porównywanie UPA do Armii Krajowej jest całkowicie ahistoryczne, całkowicie nieuprawnione i kłamliwe. Niestety Ukraina w ten sposób chce realizować swoją politykę historyczną” – mówi w wywiadzie dla „Naszego Dziennika” prezes IPN Jarosław Szarek.

    • Lata uległości i zaniedbań polskich władz, czy to PO czy PiS czy kogokolwiek innego przynosi skutki: strona ukraińska mówi i robi co chce, bandytów upowskich nazywa bohaterami, żołnierzy AK opluwa, przy tym kpi z polskich władz (patrz – wypowiedzi Wiatrowycza albo Szuchewycza syna bandyty). Zdają się śmiać i szydzić: i co nam zrobicie? Tyle lat dawaliście nam cichą zgodę na zgodę, to teraz macie co sami chcieliście…

Comments are closed.