Na portalu kresy.pl ukazał się obszerny artykuł poświęcony kondycji i finansowaniu mediów polonijnych na Wschodzie, ze szczególnym uwzględnieniem Litwy. Treść skupia się głównie na „Kurierze Wileńskim”, jego autorach i publicystach, którzy przyczyniają się do tworzenia fałszywego obrazu stanu współczesnego oraz zakłamują wydarzenia historyczne. Redaktor Marcin Skalski w tekście pod wymownym tytułem: „Grantojedy. Kilka słów o upadku polskich mediów na Wschodzie”, piętnuje patologie związane z dotacjami z Polski na media oraz podaje przykłady, jak fatalnie wpływa to na kondycję i wiarygodność niektórych mediów polonijnych.

Patologiczna uległość Kuriera Wileńskiego i ZW za granty

Media w rodzaju radia „Znad Wilii” (wraz z portalem zw.lt) czy gazety „Kurier Wileński” (wraz z „Magazynem KW”) są dofinansowywane olbrzymimi kwotami z Polski. Dla przykładu w ramach grantu od Kancelarii Prezesa Rady Ministrów RP „Kurierowi Wileńskiemu” przyznano łącznie ponad 1 mln 620 tys. złotych na lata 2021-2022. Wielkie kwoty dofinansowania otrzymują również media ZW, będące prywatną własnością biznesmena Czesława Okińczyca. Dlatego aby niejako „spłacić” te zobowiązania, wspomniane media wykazują się patologiczną uległością, tak dobierając dziennikarzy i publikując odpowiednie treści, by zaspokoić oczekiwania hojnych darczyńców.

Media żyjące z obfitych grantów niestety zatraciły wymiar dziennikarskiej rzetelności, obiektywizmu, a nawet zwykłej ludzkiej przyzwoitości. Aby zachować płynność finansową, mieć środki na etaty i utrzymywać się na rynku, są gotowe spełniać każde wypowiedziane albo tylko domyślne życzenie sponsora. Stały się wylęgarnią „zawodowych Kresowian” piszących rzekomo w imieniu Wilniuków, ale tak naprawdę z ich działalności albo wynika niewiele dobrego, albo wręcz fatalnie szkodzą zarówno Kresom jak i Kresowiakom. Dlatego na łamach „KW” można znaleźć artykuły o rzekomo najlepszym obecnie stanie relacji litewsko-polskich w historii, jak również rozważania historyczne będące kalką litewskiej narracji, sprzeczne z prawdą historyczną.

Fałszywe i antypolskie interpretowanie wydarzeń historycznych

Przykładem tendencyjności „KW” jest artykuł z dn. 7 października 2021 r. pt. „7 października 1988 roku flagę Litwy wywieszono na wieży Giedymina”. W tekście tym Antoni Radczenko pisze m.in. że 29 października 1939 r. Wilno powróciło do Litwy. Tym samym sankcjonuje ustalenia paktu Ribbentrop-Mołotow, na mocy których dokonany został rozbiór ziem polskich, a Rzeczpospolita Polska utraciła należące do niej  (co uznano w prawie międzynarodowym) swe kresowe miasto Wilno. W związku z tym portal kresy.pl zasadnie zapytuje: „Czy takie fałszywe i antypolskie interpretowanie wydarzeń historycznych w ogóle powinno mieć miejsce na łamach medium skierowanego nie tylko do Polaków na Litwie, ale do Polaków mieszkających gdziekolwiek na świecie? Skoro Wilno rzekomo do Litwy „wróciło”, to co stoi na przeszkodzie, by mówić dziś o „spolonizowanych Litwinach”, „polskiej okupacji” i t.p.?”

Trudno się jednak dziwić takiemu rodzajowi publicystyki na łamach „KW”. Istotny jest tu klucz doboru dziennikarzy. Wspomniany wyżej Antoni Radczenko to osoba splamiona jako redaktor prowadzący polskojęzyczną wersję skrajnie antypolskiego portalu delfi.lt (po kilku latach opluwania wszystkiego co polskie wersja ta upadła z braku czytelników). Sam Antoni publicznie przyznawał się do swojego sympatyzowania z anarchizmem, był ponadto uczestnikiem „parad równości”.

Inną osobą związaną z „KW” jest brat Antoniego, Aleksander Radczenko. To litewski urzędnik, który nie wiedzieć czemu sam siebie określa jednak mianem „niezależnego polskiego publicysty”. On z kolei w jednym z wywiadów w 2018 r. stwierdził, że „na Litwie nie ma państwowej dyskryminacji mniejszości”. Natomiast w roku 2017 r. postulował usunięcie wizerunku Kaplicy Ostrobramskiej z projektowanych nowych wzorów polskich paszportów. Oczywiście jest również gorliwym zwolennikiem praw dla mniejszości seksualnych.

Dziennikarze ZW i KW zwolennikami LGBT i aborcji

W „KW” udziela się również Ewelina Mokrzecka, prywatnie żona Antoniego Radczenki. Jest ona wyznawczynią wszystkich najbardziej lewicowych zapatrywań: popiera „wolny wybór” w sprawie aborcji i „prawa” LGBT, wraz z mężem Antonim Radczenko poparła „Strajk Kobiet”. Szokującego stwierdzenia dopuściła się w 2019 r., gdy porównała tęczową paradę LGBT do… biało-czerwonych parad polskości organizowanych przez ZPL i Wilniuków w Wilnie. Jak przekonywała: „Bo czym się różni marsz polskości, który był w maju od parady równości? Każda z tych grup się czegoś domaga. Manifestuje swoją inność i jest z niej dumna. Tolerancja i akceptacja różnorodności są podstawą funkcjonowania społeczeństwa”. Takie fałszowanie rzeczywistości i manipulowanie faktami jest u publicystów „KW” na porządku dziennym. Zaś nasycenie redakcji osobami o poglądach skrajnie lewicowych, a wręcz lewackich, jest sprzeczne z odczuwanym przez absolutną większość Wilniuków poszanowaniem dla tradycji, obrony rodziny i życia, przywiązania do patriotyzmu i wiary odziedziczonej po przodkach.

Zdumiewające metamorfozy poglądów Klonowskiego

Wreszcie należy wspomnieć o Rajmundzie Klonowskim (syn wydawcy „KW” Zygmunta Klonowskiego), publicyście „KW” i redaktorze naczelnym „Magazynu KW” (teksty „Magazynu” w dużej mierze są pisane w Polsce przez polskich dziennikarzy). Na przestrzeni ostatnich lat Rajmund Klonowski przechodzi zdumiewające metamorfozy poglądów i przynależności. W 2014 r. miał kandydować do Parlamentu Europejskiego z list partii Ruch Narodowy. Ale już w marcu 2019 r. w wyborach samorządowych ubiegał się o stanowisko mera Wilna z groteskowego komitetu wyborczego „Wileński Niedźwiedź” (otrzymał jedynie marne 880 głosów) – powołanie tego kuriozalnego tworu na wybory samorządowe w celu osłabienia listy AWPL faktycznie reprezentującej Wilniuków, zainicjowały Kluby „Gazety Polskiej” i red. Tomasz Sakiewicz na ich zjeździe w Sulejowie.

Rzecz jasna Rajmund Klonowski sam również jest członkiem wileńskiego Klubu „Gazety Polskiej”, działaczem Instytutu Myśli Schumana, a także określa się organizatorem biegu poświęconego polskim Żołnierzom Wyklętym, którzy według niego mają rzekomo łączyć Polaków i Litwinów. Ponadto nadzwyczaj często udziela się jako komentator w różnych mediach w Polsce i na Litwie oraz uczestniczy w rozmaitych zjazdach i konferencjach.

Ambasador Doroszewska zaakceptowała litewską dyskryminacyjną ustawę oświatową

Spora część tworzonych przez Klonowskiego tekstów cechuje wyraźna chęć przypodobania się władzom w Warszawie, nawet wbrew interesowi Wilniuków oraz w sprzeczności z faktami. W 2018 r. na antenie prorządowej TV Republika wychwalał ambasador RP w Wilnie Urszulę Doroszewską, która jego zdaniem „o Polskę i polskość zawsze walczyła”. Jest to jednak nieprawda. Już na początku urzędowania na placówce w Wilnie jesienią 2017 r. Doroszewska zaakceptowała litewską dyskryminacyjną ustawę oświatową uderzającą w polskie szkolnictwo. W maju 2018 r. zignorowała kilkunastotysięczną manifestację polskości czyli imponujący biało-czerwony pochód ulicami Wilna. Zresztą Urszula Doroszewska wprost przyznała się do inspiracji Jerzym Giedroyciem (szkodliwość jego doktryny dla polskości Kresów jest szeroko znana) oraz fascynacji litewskim Sajudisem, którego lider Vytautas Landsbergis nie bez powodu jest uważany za jednego z najbardziej nieprzejednanych polakożerców, wrogów polskości na Wileńszczyźnie. Poza tym ambasador Doroszewska wykorzystując piastowany urząd, przyłączyła się przed kilku laty do haniebnego ataku na Związek Polaków na Litwie i ówczesnego prezesa tegoż związku (tak się składa, że atak ten wyszedł z kręgu fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie”, która tak się składa, rozdziela państwowe dotacje na media polonijne, w tym dla „ZW” oraz „KW”). Tymczasem według Rajmunda Klonowskiego, Doroszewska „zawsze walczyła o polskość”, co w świetle znanych faktów jest po prostu kłamstwem. Co ciekawe, Rajmund Klonowski zachwala rzekomą „nową jakość relacji między Polską a Litwą” (luty 2018 r.), choć nieco wcześniej twierdził, że na Litwie „żaden z polskich problemów nie został rozwiązany” (lipiec 2017 r.). Ale już we wrześniu 2017 r. przekonywał, że Litwie „jak nigdy zależy na dobrych relacjach z Polską”. Skąd takie zmiany osądów i skąd nagły  hiper entuzjazm dla polityki wschodniej polskiego rządu, skoro z punktu widzenia Wilniuków nic w zasadzie się nie zmieniło? Dlaczego w krótkim odstępie czasu Klonowski wielokroć zaprzecza sam sobie?

„Debile i obłudnicy” stworzyli szokujący mechanizm zarządzania środkami polonijnymi

Kiedy nie wiadomo o co chodzi, to zwykle chodzi o pieniądze. O wielkie pieniądze z kieszeni polskiego podatnika, które w postaci sowitych grantów trafiają do redakcji (oraz do portfeli właścicieli tychże redakcji) różnych medialnych „zawodowych Kresowian”, w omawianym przypadku Litwy głównie do „Kuriera Wileńskiego” oraz radia „Znad Wilii”. A jak są dzielone i przyznawane te sowite dotacje?

Z maili, które wyciekły ze skrzynki polskiego ministra Michała Dworczyka i zostały upublicznione, wyłania się szokujący mechanizm zarządzania środkami polonijnymi. Szefowie już wspomnianej fundacji „PPnW” poprzez ułomne zasady rozliczeń, zmuszają kresowych działaczy do czegoś w rodzaju tzw. kreatywnej księgowości (przesuwania środków, gdyż dotacje spływają dopiero w drugiej połowie roku kalendarzowego, a przecież wydatki są ponoszone już od stycznia). Następnie wykorzystując ten fakt, Mikołaj Falkowski i Rafał Dzięciołowski złożyli donos do polskiej prokuratury przeciwko ZPL (akurat dziwnym trafem tylko ten jeden podmiot został napiętnowany!). Sam  minister Dworczyk nazwał prezesów fundacji „debilami” i „obłudnikami”, a chodzi o tych ludzi, którzy (wespół ze wspomnianą wcześniej panią ambasador) stoją za skandalicznym atakiem na ZPL, a którym to z kolei „Kurier Wileński” zawdzięcza hojne finansowanie z Polski poprzez granty.

„KW” swą cnotę dawno już stracił i stał się organem szkodliwych giedroyciowców

Portal kresy.pl wprost nazywa konsumentów tych potężnych dotacji – „grantojedami”. Bo istotnie po takim zasileniu pieniężnym trudno narzekać, a wręcz należy się odpłacać za przysługę pozwalającą na spokojne i dostatnie funkcjonowanie.  Niestety polskość na Kresach z tego bałamutnego zachwalania polskiej polityki wschodniej przez „zawodowych Kresowian” nie ma żadnego pożytku. Przykładowo „Kurier Wileński” otrzymuje fortunę, ale trudno go dziś nazwać gazetą kresową, jest to raczej organ giedroyciowców z Polski, a w składzie redakcyjnym ma głównie zwolenników ugodowości wobec władz litewskich oraz wyznawców ideologii równościowych – ale tylko w odniesieniu do odmienności seksualnych.  Można więc powiedzieć, że „KW” swą cnotę dawno już stracił. Zaś co do niektórych innych z mediów na Litwie, szczególnie radia i portalu „ZW”, to one cnotą przyzwoitości nigdy nawet specjalnie nie grzeszyły.

Należy się przypatrzeć fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie” i jej licznym patologiom

Na zakończenie obszerniejszy fragment artykułu z portalu kresy.pl, który celnie oddaje sytuację związaną z finansowanie mediów polonijnych: „Konieczność „spłacania” środków z Polski coraz gorzej wyglądającymi przejawami serwilizmu jest patologią, której utrzymywanie leży w interesie wielu osób po obydwu stronach polsko-litewskiej granicy, a zapewne i na całych Kresach. Najgorsze jest jednak to, że grantojedy występują w Polsce w imieniu Wilniuków, zapewniając nad Wisłą, że rządy Rzeczypospolitej istotnie dbają o Kresowian.

Prawdziwa cnota krytyk się nie boi – pisał Ignacy Krasicki, polski poeta, biskup warmiński, mający także szerokie związki z ziemiami kresowymi Rzeczypospolitej. Trudno jednak zastosować ten cytat z biskupa do jednej z wileńskich gazet mieniącej się głosem Polaków z Litwy. Od kilku lat staje się ona trybuną dla poglądów szkodliwych, a wręcz skrajnie niedopuszczalnych z polskiego punktu widzenia. Jest to zresztą część szerszego zjawiska, które polega na odpłacaniu się władzom w Warszawie antykresową propagandą przez polskie środowiska na Wschodzie. Głównie dlatego, żeby zachować płynność finansową, choć nie brakuje także autentycznych zwolenników takich poglądów na łamach tamtejszych polskich mediów, które stają się tym samym grantojedami konsumującymi granty, z tych grantów w dużej mierze funkcjonującymi, z których działalności jednak często wynika niewiele dobrego.”

Czy jest jakieś rozwiązanie tej sytuacji? Na pewno byłoby potrzebne wnikliwe prześwietlenie działań podmiotów, które w imieniu państwa polskiego, rozdysponowują olbrzymie środki finansowe na media polonijne. Do kogo trafiają te pieniądze, a kto jest wykluczony z dotacji? Jaki jest klucz finansowania? Jakie w zamian są oczekiwania wobec dotowanych? Szczególnie należałoby się przypatrzeć fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie”, której liczne patologie wymieniał minister Dworczyk w jednym z upublicznionych maili do premiera RP. Byłoby to z pewnością pole do badań dla stosownych instytucji państwowych, w tym Najwyższej Izby Kontroli, bo przecież mówimy o milionach złotych pochodzących ze źródeł publicznych. Najwyższy również czas zreformować sposoby finansowania polskich mediów na Kresach, bo dotychczasowy wadliwy system – co wszyscy wiedzą – jest źródłem zarówno możliwych nadużyć, jak również służy do szykanowania niewygodnych osób i podmiotów.

Źródło: portal kresy.pl

  1. Polityka wschodnia prowadzona przez środowisko tzw. giedroyciowe poniosło totalną klapę i skompromitowało się. Ostatnie wydarzenia (na granicy z Białorusią oraz brak poparcia rządu Litwy dla RP) potwierdziły, że lata prowadzenia takiej polityki, co przekładało się na destrukcyjne działania względem Polaków na Kresach zwłaszcza na Wileńszczyźnie, że nie tędy droga.

  2. Dla Okińczyca i jego kompanów PiS był wcześniej obiektem co najwyżej kpin, a Kaczyńscy „kaczorami”. Wszystko się zmieniło w chili, gdy PiS wygrał wybory i teraz od polityków tej partii zależy podział pieniędzy na media na Litwie. To dlatego Okińczyc zmienił taktykę i teraz łasi się bezczelnie i natrętnie.

  3. O ludziach będących na usługach nacjonalistów lietuviskich (w większości z komunistyczno-kagiebistowskim) rodowodem można by już książki pisać – aż dziwię się, że nikt nie wydaje takowej o najnowszej historii Polaków na Wileńszczyźnie. Wszak źródeł na temat antypolskich działań jest cała masa – choćby na portalu moje kresy.

    http://mojekresy.pl/zw-od-zarania-projekt-lietuviski

    http://mojekresy.pl/za-pieniadze-polskiego-podatnika-jaguary

    http://mojekresy.pl/grabarze-polskosci-na-kresach

    http://mojekresy.pl/wilki-w-owczej-skorze-czyli-ich-cyniczne-przefarbowanie-sie

  4. Finansowanie podmiotów, które na Litwie wykonują wśród polskiej społeczności krecią robotę to przejaw antypolskiego działania polskich urzędników.

Comments are closed.